Asatru (nie)misyjne

Na forum asatru.com.pl pojawiło się bardzo istotne pytanie  w sumie o "asatru dla początkujących", związane z trafną obserwacją Knusta, o rzeszy młodych ludzi związanych często z muzyką metalową, grami rpg i ogólnie pojętą fantastyką radośnie mieszających ze sobą elementy starej wiary, światów stworzonych na potrzeby literatury fantastycznej oraz gier rpg, ogólnie dostępnych elementów okultyzmu i ezoteryki i często nazywającyc się "Asatryjczykami" a mających mierną wiedzę o samej wierze.

O ile tematyka organizowania spotkań "uświadamiających" jest kusząca to z samej specyfiki Asatru ogólnie a w szczególności ze względu na strukturę istniejącą w Polsce... IMHO mało realna.

Zacznijmy od samego początku. W wierzeniach asatru nie ma "luzu", są zasady których należy przestrzegać i mimo braku pojęcia grzechu jest to religia stawiająca wysoko poprzeczkę etyczną.  Nie bardzo się da być w połowie tu i w połowie tam. To trochę jak w fizyce... nawet jeśli się ustawimy się na stanowisku obserwatora, to zjawisko obserwowane jest zmieniane przez samą obserwację... i w drugą stronę - my jesteśmy zmieniani przez zjawisko. Są jednak zapewne naukowcy, którzy mają lepszą metodologię i potrafią zachować bezstronność obserwatora... jestem jednak przekonany, że w efekcie ślizgają się jedynie po widzialnej warstwie "zjawiska"... wtedy faktycznie asatru staje się "religią pijaków i nacjonalistów".

Jest moda na pogaństwo a raczej neopogaństwo, bo niektórym jawi się ono jako kontra do wierzeń chrześcijańskich... jako formuła buntu, przeciwko religii scentralizowanej i zhierarchizowanej. Tymczasem jasno należy powiedzieć, że Asatru nie jest kontrą do niczego. Chrześcijaństwo jest po prostu dla nas inną ścieżką, tak samo jak Buddyzm, Islam, Judaizm tudzież inne wierzenia. Każdy ma prawo do samodzielnego wyboru swojej ścieżki - w tym również ateistycznej. Nasza wiara jest samodzielna i doskonale się obywa bez wrogów na tle religijnym, pozwalając skoncentrować się na życiu swoim i swojej rodziny - bo to ona jest jej podstawą (brzmi znajomo prawda... i aż nazbyt chrześcijańsko ale taka jest prawda). Jednocześnie w młodym (nastoletnim) wieku, niemal każdy chce być "herosem" - to czas "bohaterów", gdy poczucie możliwości własnego zdania i opozycji do całego świata daje wrażenie władzy i potrzebę mocy. Nic więc dziwnego, że młodzi ludzie szukają... że łączą... i mieszają - różne wierzenia, w tym również zupełnie fantastyczne.

Miałem przyjemność na jednej z pierwszych (a chyba nawet na pierwszej albo drugiej) Zjav w Warszawie prowadzić "wykład" o runach - luźny, bo miał dotyczyć zarówno odrobiny historii, jak i run pojawiających się właśnie w fantastyce - w końcu konwent jakby nie patrzeć tematyczny. Przyszło jakieś 5 osób... z tego 3 to byli znajomi poganie, różnych wyznań. Obawiam się, że wykład/spotkanie typu "jak zacząć z Asatru" mogłoby... spotkać to samo.

Mam też alergię na wykłady typu "czym Asatru nie jest"... bo owszem dużo łatwiej jest się okopać na stanowisku "nie jesteśmy" niż "jesteśmy" - świat jest tak ogromny i różnorodny, że można o tym mówić naprawdę długo... tymczasem o samej wierze mówić jest trudno. Jest tak nieskodyfikowana i w samej swej idei opierająca się na indywidualnej interpretacji, że można przekazać tylko ogólne idee, skierować do źródeł i dopiero potem dyskutować o wyższości jednej interpretacji nad drugą. W dodatku uważając na rozgraniczenie interpretacji faktów od UPG (Unverified Personal Gnosis - nieweryfikowalnego doświadczenia osobistego). Mam wrażenie, że ten brak misyjności, z którego jesteśmy dumni, w dużej mierze właśnie z tego wynika. Pewną wspólną ideę / wspólne podejście można spotkać w grupie klanowej ale... u nas (w Polsce) klany są małe, ograniczone do drobnych grup znajomych lub grup rodzinnych - i każdy z nich, jest inny. Trochę inaczej podchodzi zarówno do samej wiary jak i czynności religijnych. Nie oznacza to braku promocji... bo nawet teraz, pisząc ten tekst, promuję Asatru - mówiąc o nim w przestrzeni publicznej, przekazując pewną wiedzę.

Wracając do meritum, sprytny, charyzmatyczny przywódca mógłby tych ludzi zebrać wokół siebie... zapewne zaprezentować jakąś w miarę spójną i mało ortodoksyjną (a jednocześnie pociągającą) wizję tej religii - wolne związki (a może nawet niekoniecznie), dużo piwa i mnóstwo radosnych okrzyków przy łupieniu, gwałceniu i paleniu (różnych roślin) w granicach prawa tudzież na jego pograniczu - bo bunt i balansowanie na krawędzi jest wpisane w wiek młodzieńczy. Problem w tym... że wtedy byłaby to już sekta a nie nasza wiara. Nawet nie mogę wykluczyć, że już coś takiego gdzieś istnieje, bo w końcu aby zagospodarować takie mieszanki "nordic believs", okultyzmu i paru innych elementów... powstała też na zachodzie "nordic Wicca".

Historia Asatru, prezentowana przez Pana Sołtysiaka (pełna rozłamów klanów, tworzenia i dzielenia się grup, walk o "przewodnictwo") nie jest tajemnicą i jest prawdziwa - zresztą ogólnie dostępna na Internecie. Ja sam byłem (internetowym co prawda z racji odległości) świadkiem jednego z późniejszych rozłamów, jednak patrząc z perspektywy czasu te rozłamy i podziały są wpisane w naszą strukturę. Są naturalne - nie dlatego, że jesteśmy ścieżką indywidualistów, lecz dlatego że jesteśmy wiarą interpretowaną. Bez centralnej władzy i z niemożliwością większej niż "trzystopniowa" hierarchii - w dodatku z założenia dynamicznej, bo stanowisko przywódcy jest uznaniowe, tak samo jak kapłana a nie "dziedziczone" i może być w dowolnej chwili tak dane jak i odebrane przez rodzinę.

Kategorie tematyczne: