Wędrując świata bezdrożami
Stawiając odpór wielu mocom
Nie chciałem wierzyć iż czasami
Uklęknąć muszę przed ich mocą
Olbrzymów zemsta jest straszliwa
Uderza gdzie najbardziej boli
Bo nie w osobę lecz w jej bliskich
By jeszcze mocniej ją zniewolić
Tak też się stało i pojąłem
Czemu tak wielu tak samotnych
Bo słaby punkt mój utrafili
a jest nim właśnie mój potomek.
To co w tej chwili orzec mogę
prozą spisałem na tej stronie
Pomóżcie jeśli macie chęci
Bo każdą pomoc przyjmę wzruszon.
Znam nawet imię już olbrzyma
Autyzm go zowią - on to sprawił
że w nocy nim się do snu złożę
myślę jak by się z nim rozprawić
Rok już z nim walczę dnia każdego
nie szczędząc siły ani środków
jedno jest dobre
moja żona dostrzegła go gdy był w zarodku
Rok zabrał już synowi z życia
Lecz mówią mądrzy - "Wyjdzie z tego,
O ile tempo utrzymacie
i nie poddacie się kolego"
Tak więc do boju nadal ruszam
Zbrojny jedynie w to co umiem
Co miałem - zeżarł Jotun wredny
Zostało to co jest w rozumie.
Dalej się zmagać z nim nie mogę
O ile ludzie nie pomogą
Środków nie stanie a żyć trzeba
Ratuję się więc zapomogą
Syn zaś po roku mówi "tato"
I łza się w moim oku kręci
bo i rok temu mówił "tato"
lecz przez Jotuna stracił chęci
Porwał mu wredny olbrzym ducha
Poniósł w magiczne swe krainy
Odzyskujemy go w kawałkach
Sklejamy niczym z modeliny
I kształtujemy go na nowo
uczymy tego co zgubione
tak mija dzień za dniem na walce
aby odzyskać utracone.
I choć zwycięstwa błyska gwiazda
Daleko nadal położna
Walka mnie czeka - paść nie mogę
przy boku moim idzie żona.
Wiersz ze specjalną dedykacją dla syna, który dzięki naszej wspólnej walce i pomocy ludzi dobrej woli, jest już zdrowy.
W chwili pisania wiersza byliśmy w trakcie walki, która toczyła się o jego życie.
30.12.2008, Warszawa